czwartek, 12 sierpnia 2010

Do E.O

Ziom
Znasz mnie i moje poglady, wiesz dobrze, ze cala ta zgraje dewotow najchętniej wysłałbym do domu bez klamek. Jednak wbrew pozorom rozumiem ich zacietrzewienie i uwielbienie dla dogmatu, dla symbolu krzyza. Dogmatyzm jest cecha ludzi prostych, którzy bez zadawania pytan, będą przestrzegac „odgornie” ustalonych regul. Tak jest latwiej. Takim wlasnie postepowaniem cechuja się wyznawcy skrajnych poglądów politycznych. Ultra prawicowcy niewiele się roznia światopoglądowo od skrajnych komunistow. Laczy ich dogmatyzm i uwielbienie autorytetu.
Przepraszam za porównanie, na pewno uraze tym wielu, ale nie sadzisz ze istnieje jakas analogia do postepowania ludzi skupionych wokół krzyza na Krakowskim Przedmieściu do tego co dzialo się w lesie pod Katyniem? My jesteśmy „ci prawi, ci, którzy maja racje”, kazde nasze postepowanie jest właściwe i w słusznym celu. Nieważne czy opluwamy myślących inaczej, (innych = zlych), wyzywamy ich, palujemy czy tez mordujemy. Wazne, ze robimy to w słusznym celu. Jeszcze raz przepraszam za porównanie, ale chciałem pokazac tylko jak może być niebezpieczny radykalizm.
Wracając do meritum. Ja w tej calej sytuacji widze pare pozytywow. Pierwszym jest fakt, ze PiS w swym szaleńczym dzieleniu Polakow ( na tych stajacych po właściwej stronie i tych po stronie ZOMO) podzielil tez Kościół Katolicki (ich największego sojusznika). Strzelaja sobie w kolano, bo przymilając się radykałom zapominaja o umiarkowanych – a tych jest zdecydowanie wiecej. Tak samo w polityce jak i religii, wyrazne radykalizowanie poglądów spowoduje, ze od Pis odejda ci bardziej otwarci, łagodniejsi w swoich przekonaniach.
Wroze koniec PiSu. Gorzej, ze w związku z tym sympatie polityczne mogą przenieść się bardziej na lewa strone, czego bardzo bym nie chciał (chociaz dzisiaj czytałem, ze Olejniczak traci poparcie w Wawie).
Druga sprawa, krystalizuja się przekonania. Ci, którym ta sytuacja „zwisala” zaczynaja być zdenerwowani, co widzieliśmy niedawno, na Krakowskim. Demonstracja przeciwnikow krzyza pokazala tez, ze w Polsce zaczyna się tworzyc społeczeństwo obywatelskie, któremu po prostu zalezy, które wymaga od wladz jasnych i konkretnych działań. Dzieki takim postawom, oddolnej inicjatywie, może ktos wreszcie ruszy 4 litery i zacznie pracowac, tak jak się tego od niego wymaga. Nie tylko w tej konkretnej sprawie, ale tez w każdej innej.
Nastepnym plusem jest fakt, ze Polacy wyrażają swoje zdanie i opinie, nawet te kontrowersyjne i radykalne. Nie przyjmuja bez zrozumienia i nie trawia bezrefleksyjnie papki informacyjnej. Każdy na swój sposób „na chłopski rozum” analizuje i kontempluje to co się dzieje w około nas. Niektórzy mowia; „smieja się z nas na calym swiecie”. Może tak jest. Może zachodnie społeczeństwo wyzbylo się takich biegunowych przekonan i ich brak nie generuje takiej energii – agresji w debacie. Tyle, ze wedlug mnie, odsetek tych, którzy albo nie maja zdania, albo się nie interesuja jest zdecydowanie wiekszy niż w Polsce.
Mcdonaldyzm Ziom. Jesteśmy po to żeby produkowac i konsumowac, a nie po to żeby myśleć.
Najwyraźniej w Polsce nie jest z tym tak zle.
Czy powinno się zabrac krzyz z Krakowskiego Przedmieścia? Nie, bo to głupi pomysl. Ci ludzie, którzy go bronia pragna konfrontacji. Pragna być męczennikami, JEDYNYMI orędownikami sprawy polskiej. Jakakolwiek eskalacja konfliktu to woda na ich młyn.
Poza tym ich krzyk to krzyk rozpaczy ludzi, którzy widza, ze swiat wartosci, w które tak wierzyli zaczyna obracac się w niebyt. Nie będę rozpisywal się dlaczego tak się dzieje, ale kościoły pustoszeja. Ci ludzie to widza i chca pokazac wszystkim, ze te dwie deski sa tak naprawde czyms wiecej, idea, dla której warto zginac.
Czy tak jest? Ja tak nie uwazam, ja mam inne wartości. Jednak ja nie wykrzykuje ich plując w twarze tych, którzy się ze mna nie zgadzaja. Tyle, ze to już inna historia.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Mam prosbe do tych wszystkich 3 osob.....

... ktore czytaja mojego bloga o jeszcze odrobine cierpliwosci. Chronicznie brak mi czasu. Tak sie zlozylo, ze sie przeprowadzamy + adoptuje kota + w zwiazku z adopcja nowego kota musze wysterilizowac i przebadac obecnego + musze zabezpieczyc balkon w nowym mieszkaniu.

wtorek, 16 marca 2010

przepraszam Swiecie

ze nic nie napisalem. Niestety nie bylem w stanie gdyz:
malzonka zaniemogla i ratunek niesc jej musialem w tejze godzinie slabosci.

poniedziałek, 15 marca 2010

no wiec....

Poniewaz rzesze fanow mailuja, pisza smsy, dzwonia, tudziez osobiscie mnie motywuja, postanawiam cos dzisiaj napisac.
Teraz swiat ma zamrzec w oczekiwaniu.

sobota, 6 marca 2010

prosze o komentarze, zastanawiam sie czy pisac dalej

Henry nigdy się nie nudził, bardzo rzadko też miał na tyle dużo wolnego czasu, żeby móc pogrążyć się w lekturze gazety i pykając ulubioną fajkę wygodnie rozsiąść się w fotelu.
Posiadanie kilku osobowości powoduje, że człowiek nigdy nie może się zrelaksować – przynajmniej tak to wyglądało w przypadku Henry’ego. Całe szczęście, że wszystkie jego osobowości miały ustalony plan dnia, grafik, który był powszechnie akceptowany.
Tak więc pierwsza budziła się Betty, dama w średnim wieku, samotna, zodiakalna waga. Mało ekstrawagancka, raczej typowa kura domowa (przepraszam, „strażniczka ogniska domowego” jak to lubiła się określać). Ponieważ zawsze towarzyszyło jej poczucie obowiązku, Betty lubiła wstawać wcześnie rano, mniej więcej około godziny 6:00. Ścieliła łóżko, brała szybki prysznic, robiła śniadanie (plus kanapki do pracy), słuchała wiadomości w radiu a czasami dokańczała czytać gazetę z dnia poprzedniego. Punktualnie o 9:00 do drzwi podświadomości Henry’ego pukał Major. Betty otwierała, witała się, zakładała płaszcz ( w międzyczasie relacjonując Majorowi ranne wiadomości) i wychodziła. O godzinie 9:28 miała autobus do pobliskiego Miasteczka, gdzie jeździła codziennie na targ i do fryzjera. Jakkolwiek codzienne wizyty Betty na targu nie powinny nikogo dziwić. Wszak oprócz produktów spożywczych oferował on takie atrakcje jak; różne używane graty, ubrania i zwierzaki – a w szczególności koty, które Betty uwielbiała. Na targu było też zlokalizowane wesołe miasteczko, gdzie można było kupić prażone orzechy i wate cukrową. Jednak regularne wyjścia do fryzjera to już zupełnie co innego. Te codzienne wizyty w zakładzie „U Alfonsa” ( z przerwą na weekendy i „specjalne” dni w miesiącu), nie były bynajmniej spowodowane nadmierną dbałością o fryzurę Betty, która to była zawsze porządnie ułożona i spięta trzema spinkami. Poza tym średnio wnikliwy obserwator zauważyłby, że pan Alfons, zaraz po jej wejściu „udawał się na obiad”. Tak przynajmniej obwieszczała tabliczka, która wywieszał w witrynie zakładu.
Dlatego też takie zachowanie nie umknęło uwadze pani Watkins – sprzedawczyni ze sklepu mięsnego ulokowanego po drugiej stronie ulicy. Ta powszechnie znana i lubiana ze swojego rubasznego poczucia humoru starsza pani, może w wojsku nie była, jednak posiadała wszystkie cechy porządnego snajpera. Dwie z nich; dobre oko i cierpliwość przydawały się podczas długich godzin obserwacji otoczenia (tzn. wszystkiego co można zauważyć przez witrynę sklepu mięsnego, tj. wspomnianego już punktu pana Alfonsa, kwiaciarni umiejscowionej po prawej stronie fryzjera oraz sklepu spożywczego po lewej stronie).

CDN
Prosze o komentarze !!!

poniedziałek, 1 marca 2010



Prawdziwy macho ze swoim prawdziwym killerem.