sobota, 6 marca 2010

prosze o komentarze, zastanawiam sie czy pisac dalej

Henry nigdy się nie nudził, bardzo rzadko też miał na tyle dużo wolnego czasu, żeby móc pogrążyć się w lekturze gazety i pykając ulubioną fajkę wygodnie rozsiąść się w fotelu.
Posiadanie kilku osobowości powoduje, że człowiek nigdy nie może się zrelaksować – przynajmniej tak to wyglądało w przypadku Henry’ego. Całe szczęście, że wszystkie jego osobowości miały ustalony plan dnia, grafik, który był powszechnie akceptowany.
Tak więc pierwsza budziła się Betty, dama w średnim wieku, samotna, zodiakalna waga. Mało ekstrawagancka, raczej typowa kura domowa (przepraszam, „strażniczka ogniska domowego” jak to lubiła się określać). Ponieważ zawsze towarzyszyło jej poczucie obowiązku, Betty lubiła wstawać wcześnie rano, mniej więcej około godziny 6:00. Ścieliła łóżko, brała szybki prysznic, robiła śniadanie (plus kanapki do pracy), słuchała wiadomości w radiu a czasami dokańczała czytać gazetę z dnia poprzedniego. Punktualnie o 9:00 do drzwi podświadomości Henry’ego pukał Major. Betty otwierała, witała się, zakładała płaszcz ( w międzyczasie relacjonując Majorowi ranne wiadomości) i wychodziła. O godzinie 9:28 miała autobus do pobliskiego Miasteczka, gdzie jeździła codziennie na targ i do fryzjera. Jakkolwiek codzienne wizyty Betty na targu nie powinny nikogo dziwić. Wszak oprócz produktów spożywczych oferował on takie atrakcje jak; różne używane graty, ubrania i zwierzaki – a w szczególności koty, które Betty uwielbiała. Na targu było też zlokalizowane wesołe miasteczko, gdzie można było kupić prażone orzechy i wate cukrową. Jednak regularne wyjścia do fryzjera to już zupełnie co innego. Te codzienne wizyty w zakładzie „U Alfonsa” ( z przerwą na weekendy i „specjalne” dni w miesiącu), nie były bynajmniej spowodowane nadmierną dbałością o fryzurę Betty, która to była zawsze porządnie ułożona i spięta trzema spinkami. Poza tym średnio wnikliwy obserwator zauważyłby, że pan Alfons, zaraz po jej wejściu „udawał się na obiad”. Tak przynajmniej obwieszczała tabliczka, która wywieszał w witrynie zakładu.
Dlatego też takie zachowanie nie umknęło uwadze pani Watkins – sprzedawczyni ze sklepu mięsnego ulokowanego po drugiej stronie ulicy. Ta powszechnie znana i lubiana ze swojego rubasznego poczucia humoru starsza pani, może w wojsku nie była, jednak posiadała wszystkie cechy porządnego snajpera. Dwie z nich; dobre oko i cierpliwość przydawały się podczas długich godzin obserwacji otoczenia (tzn. wszystkiego co można zauważyć przez witrynę sklepu mięsnego, tj. wspomnianego już punktu pana Alfonsa, kwiaciarni umiejscowionej po prawej stronie fryzjera oraz sklepu spożywczego po lewej stronie).

CDN
Prosze o komentarze !!!

3 komentarze:

  1. Pisz :) Dodał bym trochę dynamiki, strzelanina, porwanie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki operujesz słowem. Z tego, co zauważyłam, nie starasz się pisać "na siłę", zdania są niewymuszone, o bardzo ci się chwali.
    To pierwszy twój tekst, który przeczytałam, niewątpliwie zajrzę do następnych.
    P.S NAWET NIE PRÓBUJ PRZESTAWAĆ PISAĆ!!!!!! nigdy nie myśl tak o tym.

    OdpowiedzUsuń